Według „Frankfurter Allgemeine Zeitung” jest bardzo blisko do zmiany władzy w Polsce
W niemieckim dzienniku czytamy, że zmiana władzy w Polsce „wisi w powietrzu”, ale o tym kto będzie rządził po wyborach zdecydują wyniki mniejszych partii. Gazeta krytykuje także liderki dwóch największych partii: Ewę Kopacz i Beatę Szydło.
Korespondent niemieckiej gazety Konrad Schuller, uważa, że Kopacz i Szydło są przedstawicielkami dwóch partii, które w minionych latach „pogrążyły kraj w głębokiej walce kulturowej”.
„Frankfurter Allgemeine Zeitung” podkreśla, że obie panie starają się odciąć od swojego zaplecza politycznego co skutkuje, że „pozbawione są wyrazistości” i upodabniają się do siebie, czego najlepszym przykładem była poniedziałkowa debata telewizyjna.
O Beacie Szydło Schuller pisze, że „wystrzegała się wszystkiego, czym Kaczyński straszy centrowych wyborców – nie było żadnych teorii o morderstwie, żadnego niemiecko-rosyjskiego kondominium, żadnych pasożytów roznoszonych przez uchodźców”. Zamiast tego były liczne obietnice. Dziennik przypomina o dodatku na dzieci, obniżeniu wieku emerytalnego oraz podwyżce płacy minimalnej, oraz pyta skąd wziąć na to pieniądze?
Schuller krytykuje także Kopacz, że kluczy w sprawie uchodźców. „Podczas gdy Kaczyński straszył dyzenterią i pasożytami, Kopacz zgodziła się co prawda w Brukseli na przyjęcie ograniczonej liczby, broniła jednak tej decyzji w Polsce tak defensywnie, jakby została przyłapana w szkolnej toalecie na paleniu papierosów” – czytamy w gazecie. Zdaniem niemieckiego dziennikarza w tej sytuacji pani premier pozostał tylko jeden argument wyborczy – straszenie powrotem Kaczyńskiego.
„Zmiana wisi w powietrzu” – pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. „Obóz rządowy dał Polsce pomimo światowego kryzysu finansowego osiem lat nieprzerwanego wzrostu gospodarczego, ale historia nauczyła Polaków, by nie dowierzać żadnej władzy” – uważa Schuller. Dodaje przy tym, że PO ustrzegła się wielkich afer, lecz zanotowała wiele mniejszych wpadek. Zauważa też, że na prowincji nie widać śladów boomu, który jest charakterystyczny dla wielkich miast.
W dzienniku czytamy, że pomimo przewagi PiS w sondażach, nie wiadomo, kto będzie rządził po wyborach. O tym zdecydują wyniki mniejszych partii walczących o przekroczenie progu wyborczego. Jeżeli do Sejmu dostanie się tylko jedna mniejsza partia lub żadna, PiS może być „niemal pewny absolutnej większości”. Gdyby do Sejmu weszło więcej partii, to PO będzie mogła zachować władzę tworząc koalicję „wszyscy przeciwko Kaczyńskiemu”.
Gazeta przewiduje jeszcze jeden scenariusz powyborczy. Jeśli sytuacja po 25 X będzie niejasna, wówczas decydującą rolę odegra prezydent, pochodzący z PiS.